G
Strona główna
MAGRA
wczasy nad morzem
851649
2229602
dekoracje świąteczne w ogrodzie (1)
Jagodowy zagajnik
Foto-Gilarski - wszystko o gołębiach
Takie pytanie zadałam w czerwcu wielu osobom. Pytałam dlatego, że ja sama nie widziałam w tym roku pszczoły. Ktoś powiedział, że jedną widział, inni próbowali sobie przypomnieć, jednak większość stwierdziła, że nie widziała.
Pomyślałam więc, że zapytam znajomego pszczelarza, który o tej porze roku zawsze sprzedawał swój miód na darłowskim targowisku. Yyy…nie stoi w tym roku. Spytałam więc innej osoby mającej pasiekę. Nie była zadowolona, stracili w tym roku sto uli. Pszczoły po prostu zniknęły.
Czyżby nasz rejon został dotknięty zjawiskiem, które pszczelarze na całym świecie, bez względu na szerokość geograficzną obserwują, a które to zjawisko nazwane zostało masowym ginięciem pszczół (CCD)? Ule pustoszeją zwykle nocą, pszczoły nagle wylatują z nich i już nie wracają. W polskich pasiekach problem zauważalny jest od kilku lat. I nie wiadomo co konkretnie jest przyczyną CCD. Prawdopodobnie jest ich kilka i jeśli występują łącznie, pszczoły zaczynają ginąć. Te główne powody to skażenie środowiska, stosowanie chemii w rolnictwie, zmiany klimatyczne, choroby pszczół, a nawet promieniowanie emitowane przez telefonię komórkową.
Środki ochrony roślin, to chyba jednak podstawowa przyczyna ginięcia pszczół. Czy jest sens wspomagać rośliny a zatruwać pszczoły? Przecież to reakcja zwrotna- trując pszczoły chemikaliami one giną więc nie zapylają skutecznie pól uprawnych. Czy rolnictwo niby takie nowoczesne i innowacyjne przetrwa długo bez zapylania pszczelego? Produkcja 1/3 żywności (90% owoców i warzyw) zależy od zapylania przez owady, głównie przez pszczołowate. Na stronie www.ekologia.pl przeczytałam, że w Polsce co sekundę ginie 105 pszczół.
Martwi mnie to. Ogród od wiosny jest gotowy na pszczoły a ich nie ma. Chodzę między kwiatami i wypatruję…
Tak pięknie wabi pszczoły kolkwicja chińska.
A to stewarcja kameliowata. W lasach Azji jest to drzewo dorastające do 20 metrów, u nas do 6.
Mój krzaczek ma na razie ok. 2 metry. Kwiaty o średnicy 8 cm są twarde w dotyku jakby były z wosku.
Ale najbardziej zapraszał pszczoły dereń kousa, który zawsze pięknie kwitnie, ale w tym roku przeszedł samego siebie. Naprawdę zachwycał. Nie było wyjścia, musiałam ustanowić nowe święto- święto kwitnącego derenia.
Dwa lata temu przeczytałam powieść science fiction pt. „Historia pszczół”. Jeden z wątków akcji toczy się w 2098 r. w Syczuanie, gdzie w pozbawionym pszczół świecie chińscy pracownicy od rana do wieczora pędzelkami zapylają drzewa owocowe. Kilka dni temu obejrzałam film dokumentalny pt. „Więcej niż miód” i okazuje się, że nie jest to science fiction, że są już na terenie Chin wielkie obszary bez pszczół i ręczne zapylanie jest faktem. Pszczoły uważa się obecnie za gatunek zagrożony wyginięciem. https://www.cda.pl/video/13199062d
Posadziłam kilka lat temu na trawniku malutką sosnę. Ma ładny, zwarty pokrój, ale rośnie powoli i ma dopiero około metra wysokości. Jesienią stanęłam sobie przy niej i pomyślałam, że chyba ją gdzieś przeniosę a na to wyeksponowane miejsce wsadzę jakąś atrakcyjniejszą roślinkę. Musiała się tych moich myśli bardzo przestraszyć, bo tej wiosny „urodziła” przecudnej urody niebieskie szyszki. Ich kolor był tak intensywny, że z daleka przyciągał wzrok. Cwaniara! Żadne przesadzanie nie wchodzi już w grę.
Kwitnąca czeremcha.
Tu ogród w deszczu.
I w słońcu.
Bzy kwitły u nas tego roku bardzo późno. Czekałam niecierpliwie na kwiaty, bo zimą wyczytałam w Internecie, że robi się z nich pyszną, pachnącą herbatkę (tak jak z wierzbówki). To prawda. Herbatka bardzo mi smakuje. Polecam.
I żaby się modlą o pszczoły.
Uczta dla oczu. Dostałam tego świerka (odmiana Jan Byczkowski) w prezencie (Małgosiu dziękuję!). Posadziłam go trochę niefortunnie, za blisko ścieżki do domu, ale nie przytnę tych pięknych gałązek choćbym miała przez nie skakać.
Pora zbierania ziół i robienia pachnących mieszanek na zimowe dni.
Sporo deszczu pada w tym roku więc hosty rosną jak szalone, niestety szaleją też ślimaki. Wieczorami zbieram je do wiaderka i wynoszę daleko na łąkę. Syzyfowa praca, bo ciągle ich pełno.
Trzymam w ręku łyżeczkę miodu (jestem miodomaniakiem). Jedna pszczoła przez całe swoje życie (żyje 3-5 tygodni) jest w stanie wytworzyć właśnie tyle miodu. Jedna łyżeczka- jedno życie. Podczas jednego „kursu” po nektar pszczoła odwiedza 50-100 kwiatów. Aby zebrać nektar na jeden kilogram miodu pszczoły muszą odwiedzić ok. 4 mln kwiatów! Ile żyć mieści się w litrowym słoiku? Zawsze ceniłam miód, ale od kiedy to wiem cenię jeszcze bardziej.
O produktach pszczelich (miód, pyłek, propolis, pierzga, mleczko) i apiterapii nikt nie mówi ciekawiej niż wielbiciel pszczół prof. dr hab. Ryszard Czarnecki. Ten ponad półtora godzinny wykład naprawdę otwiera oczy. Link do wykładu https://www.youtube.com/watch?v=pGD7z8BJ75g
W Chinach i Indiach nauczono się wytwarzać „miód” bez udziału pszczół. Wyrabia się go z inwertowanych cukrów z barwnikami i dodatkami zapachowymi. Taki „miód”, który nigdy nie widział pszczół jest niebezpieczny. Trudno go odróżnić od naturalnego nawet w dobrze wyposażonym laboratorium. Można do niego dodać 1-2% prawdziwego miodu i sprzedawać jako produkt pochodzący z krajów Unii Europejskiej i spoza niej. SMACZNEGO! Szczególnie gdy poczyta się co to jest cukier inwertowany i jaki ma wpływ na zdrowie. Okazuje się, że nie tylko w Chinach się go używa, u nas również wykorzystywany jest do produkcji galaretek, dżemów, cukierków, czekolady, likierów, piwa, pieczywa i innych produktów. Powoduje niealkoholowe stłuszczenie wątroby, insulinooporność i cukrzycę typu 2, otyłość, próchnicę, choroby serca, nowotwory przełyku, jelita i piersi, zespół nieszczelnego jelita i przewlekły stan zapalny. Więcej o cukrze inwertowanym tutaj: http://www.poradnikzdrowie.pl/zywienie/co-jesz/czy-cukier-inwertowany-jest-zdrowy-wlasciwosci-i-zastosowanie_44665.html
Nadeszły więc czasy, w których każda świadoma rodzina powinna mieć swojego zaufanego pszczelarza i tylko u niego zaopatrywać się w prawdziwy, bezpieczny i zdrowy miód. Ja mam! Ja mam! Ja mam!
Polska ma bardzo małe spożycie miodu. Różne statystki różnie podają od 0,27 do 0,6 kg na osobę rocznie. U Niemców jest to 2,5 kg. Ja odkąd zrezygnowałam z białego cukru i przetworzonej żywności używam bardzo dużo miodu (w spadziowym się kocham) więc te statystyki to absolutnie nie o mnie. Nie mogę sobie przypomnieć gdzie czytałam, ale zapamiętałam, że w okresie międzywojennym na jednego mieszkańca przypadało (w Polsce) kilka kg miodu. Czy teraz jemy mniej słodko? Pewnie, że nie, tylko zdrowy miód zastąpiony został cukrem, syropem glukozowo-fruktozowym, sztucznymi słodzikami czy takimi diabelskimi wynalazkami jak cukier inwertowany (dodaje się do niego kwas solny-tfu!).
Najbardziej dziwi mnie to, że obecnie większą uwagę skupia się na zbudowaniu robotów- pszczół (są już prototypy dronów zapylających- fuj!) niż na ratowanie istniejących żywych pszczół. Czy wtedy zwykły rolnik będzie słono płacił za usługę zapylenia dronem? A może sam będzie biegał z pędzelkiem? Może być też tak, że rolników już wtedy nie będzie- pozostaną same korporacje. A może o to właśnie chodzi pewnym grupom ludzi? Przecież kto kontroluje żywność, kontroluje wszystko.
Już od dawna czuję, że ta chciwa cywilizacja zmierza ku przepaści. Postęp bez poszanowania przyrody nie może skończyć się dobrze.
Einstein powiedział ponoć, że gdy zginie ostatnia pszczoła ludzkości pozostaną tylko 4 lata życia. Oby się chłopina mylił.
U mnie na szczęście, na razie jeszcze sytuację uratowała…lawenda. Pszczoły na lawendowym polu pojawiły się nie w takiej ilości jak w poprzednich latach, ale jednak są. Dobrze jest je widzieć i słyszeć. Może nie będzie tak źle…
W poprzednich latach dobudowywaliśmy po jednym domku i to była przyjemność. Np. domek „Prowansja” stanął jesienią i całą zimę można go było spokojnie wykańczać. Tym razem to był trochę hardcore, bo domki stanęły pod koniec lutego (tak jak wszystkie dzięki firmie "Sendom"), a więc mieliśmy trzy miesiące na przygotowanie dwóch. Ponieważ wszystko robimy sami (jedyna ekipa, jaka była to elektrycy) nie nudziło nam się wcale a wcale.
Dyrekcja (mąż) wstawała o 5 rano, bo nerwowa była, czy zdąży. Się udało i nawet palca sobie piłą całego nie obciął tylko kawałek. I jakie to szczęście, że teść odnowił i pomalował nam większość mebli bo sama bym się chyba zapłakała.
Ten się nazywa „Ziołowy”.
Taki jest widok z tarasu.
A ten jest Lazurowy
I widoczek z tarasu.
A tutaj są męskie kwiatostany sosny. Zawierają witaminy, mikroelementy, białka, węglowodany, olejki eteryczne i pyłek kwiatowy. To lekarstwo, ale po wytarzaniu w czekoladzie staje się pysznym smakołykiem- soczystym, słodkawym, chrupiącym. Czekoladę robię sama z podgrzanego masła, miodu i karobu lub kakao. Trzeba je zbierać jeszcze zielone póki nie sypie się z nich pyłek. Kwiatostany żeńskie są długie i cienkie, nadają się na syrop i nalewki. Męskie to tłuścioszki na batoniki czekoladowe, ale na nalewki i syrop też.
Odważyłam się podać je moim gościom na ŚWIĘTO KWITNĄCEJ WIŚNI. To cudowne święto, więc dlaczego tylko Japończycy mieliby je obchodzić? Ja też chciałam. Żeby święta kwitnącej wiśni w następnych latach były jeszcze piękniejsze posadziłam kilka (no dobra kilkanaście) nowych odmian ozdobnych wiśni. Mają fajne japońskie nazwy np. Kikushidare Zakura albo Shimitsu Sakura albo Okiku Sakura czy Hatasakura, Shidare Yoshino itd.
Jak chodzić spać kiedy jest tak pięknie? Jak chodzić?
I jak już japońskie święto miałam to sushi jak najbardziej pasowało. Nauczyłam się robić sushi zimą oglądając filmiki na YouTube. To żadna sztuka. Polecam, bo goście zawsze zadowoleni
Maj był dziwny w tym roku. Śniegi się sypały różne i ten prawdziwy i te typowo majowe z płatków wiśni i jabłoni. Kolorowe przyrosty iglaków wyglądały jak bombki na choince, więc z tym śniegiem…rozglądałam się czy Mikołaj, gdzieś pod krzakiem siedzi.
Przez okno się chciało ciągle patrzeć
I trochę majowego ogrodu
Strona główna :: Domki Apartament :: Ogród i okolica :: Pasje Marzeny Galeria :: Kontakt :: Cennik :: Opinie :: Kalendarz :: Prawie jak blog
Copyright © 2010-2014