Strona główna
MAGRA
wczasy nad morzem
851649
2190260
dekoracje świąteczne w ogrodzie (1)
Jagodowy zagajnik
Foto-Gilarski - wszystko o gołębiach
Dyrekcja stwierdziła, że wpisu o pomidorach nikt nie przeczyta, bo kogo obchodzą pomidory? O nie!!! Ja będę go czytała całą zimę i oglądała i oglądała i tęskniła.
Rozumiem jednak niestety, że pomidory u wielu osób nie wywołują emocji. Gdyby kilka lat temu ktoś mi powiedział, że w pomidorach można się zakochać, popatrzyłabym na niego podejrzliwie. W czym jak w czym, ale w pomidorach? …a jednak.
Doszłam do wniosku, że w dzisiejszym świecie, w którym kupić można wszystko, nawet nerkę albo wyspę, złoty sedes, czy najbardziej egzotyczne owoce to oferta pomidorów jest po prostu uboga. W sklepach królują czerwone, żółte lub pomarańczowe, okrągłe i lekko podłużne i tyle. Okazuje się jednak, że odmian pomidorów jest przeogromna ilość. I to w zasięgu ręki każdego posiadacza kawałka ziemi czy tylko balkonu.
Dlaczego więc nie ma ich w handlu?
Oglądałam filmik na YouTube, w którym chłopak opowiadał o swojej pracy w holenderskim wielkim ogrodnictwie. Mówił, że jednego dnia zielone pomidory pryska się (czy gazuje) takim środkiem, że następnego dnia wszystkie są jednakowo czerwone gotowe do zbioru. Może tu jest pies pogrzebany. Nie mają jeszcze takiego preparatu, który by umiał zabarwić pomidora w paski, takiego jak np. ten.
Nazywa się Summer of Love i jest nie tylko piękny, ale i pyszny.
Albo ten (Brad’s Atomic Grape) nie dość, że śliczny to jeszcze ma maleńkie delikatne „kłaczki”, które w słońcu lśnią i wyglądają jakby pomidorki były posypane drobinkami złota.
Chciał mi uciec ze szklarenki.
Zresztą wcale mnie nie martwi, że ciekawych i smacznych odmian nie ma w sklepach. Postanowiłam już w zeszłym roku, nie kupować pomidorów i nie kupowałam. Swoje miałam chyba do grudnia (dojrzewały już w domu).
To fajnie, że różne piękne odmiany mogą mieć tylko ci, którzy sami je wyhodują. A co.
Pomidorkom podobało się to lato gorące, bo rosły jak szalone. Początkowo nie widziałam różnicy między tymi w szklarni, a tymi w gruncie. Nawet zaczęłam się zastanawiać po co mi ta szklarnia (trzeba podlewać) skoro największe urosły na bezpośrednim słoneczku.
Dopiero we wrześniu, kiedy przez dwa tygodnie było zimno i deszczowo zobaczyłam, że te w szklarni wcale nie ucierpiały, a te w gruncie stały się brzydsze i trochę gniły im i liście i owoce.
Dobrze, że kupiliśmy wózek do wożenia Rudego Kota to i pomidory było czym wozić.
Raz Pan Dyrektor wjechał mi do domu, bo mu się nie chciało skrzynek nosić.
Rudy Kot naprawdę się napracował przy pomidorach. Wiele godzin spędził w ogrodzie obserwując czy dobrze rosną. Czasem aż zasypiał z przemęczenia.
Wirusek co prawda nie pracował w ogrodzie, ale jak już dostawa pomidorów dojechała na taras, to był niesamowicie dumny z tego co mam (jemu i trochę mi) wyrosło. Warczał (on naprawdę umie warczeć jak pies) na Szarusię, która chciała też popodziwiać zbiory. „Ej Szarusia nie wchodź na stół, bo tu leżą MOJE pomidory i jeszcze podepczesz”.
To moja ulubiona odmiana Lucky Tiger. Nie tylko mi smakowały, każdy kto ich próbował mówił, że są super. Kiedy kupowałam nasionka (przez Internet) opis był taki: „pomidor bardzo wysoko oceniany za smak słodki i skomplikowany z nutą tropikalną i zrównoważoną kwasowością”. I kto by nie chciał spróbować?
Pierwsze w tym roku dojrzały pomidorki czarne i białe.
O…te też są pyszne. Najpierw były bardzo ciemno fioletowe, a kiedy dojrzewały ich kolor stawał się różowy z ciemnymi smugami. Piękne!
Żółty pomidorek koktajlowy gruszkowy przez przypadek zasiał się w wysokiej skrzyni przeznaczonej dla innej rośliny. Nie wyrwałam go, bo stwierdziłam, że i tak tam nie przeżyje ponieważ ta skrzynia była wypełniona piaskiem i tylko z wierzchu było 20 cm ziemi. Pomyliłam się.
Tu małe porzeczkowe (Currant Sweet Pea). Wyrosło ich tyle, że nie sposób było pozbierać wszystkich. Klęska urodzaju. Są bardzo dekoracyjne.
I jeszcze inne piękności.
Jeszcze w tym roku moje pomidory rosły jak chciały. Znowu nie zdążyłam ich ładnie popodwiązywać do podpór więc plątały się jedne krzaczki z drugimi i bałagan był przeogromny. W szklarni było tak ciasno, że aby zerwać te najgłębiej rosnące musiałam się nieźle nagimnastykować i ciągle byłam żółta, bo pomidorowe liście brudzą ubrania (ale za to jak pięknie pachną). W następnym roku będę grzeczniejsza i przynajmniej te szklarniowe poprowadzę na jeden pęd. Muszę je tylko konsekwentnie ujarzmiać od początku.
Dopiero pod koniec września zaczęłam obcinać liście tym w szklarni, żeby zaczęły szybciej dojrzewać.
Trochę ich tu jeszcze wisi.
Nigdy nie zjadłam tylu pomidorów co w tym roku. Każda odmiana ma wyraźnie inny smak. Teraz z zamkniętymi oczami mogę zgadywać, które jem. Sporo mam zamrożonych i przecierów w słoikach. Dyrekcja domaga się, żeby przynajmniej raz w tygodniu przez całą zimę była zupa pomidorowa. Będzie, będzie.
Zebrałam już nasionka z moich pomidorów i kupiłam ponad…50 nowych odmian. A co tam! Już myślę o wiośnie a tymczasem…addio pomidory!
Kto jeszcze pamięta tę dziecięcą zabawę :
- Jak Pani się nazywa?
-Pomidor.
-Co się Pani śni w nocy?
-Pomidor.
-Co Pani jadła na obiad?
-Pomidor.
-Co Pani jadła na kolację?
-Pomidor
-A co Pani ma w głowie?
-Pomidor!
Ale nie tylko pomidorami żyje człowiek, więc wkrótce napiszę kolejnego nudnego posta o tym co jeszcze wyrosło tego lata w moim ogrodzie.
Pozdrawiam Pomidoressa!
Strona główna :: Domki Apartament :: Ogród i okolica :: Pasje Marzeny Galeria :: Kontakt :: Cennik :: Opinie :: Kalendarz :: Prawie jak blog
Copyright © 2010-2014